ZAMORSKA PRZYGODA DRUŻYNY BAŚNIOWEJ .: tekst - Piotr Myśliwiec

Dziennik z podróży • Tak jak szybko mija czas, tak też szybko minęła nasza podróż do Kopenhagi. Dopiero dzieci przyjechały z różnych miast do Łodzi, dopiero cała grupa wyruszyła autobusem z Łodzi do Kutna… A już jesteśmy w Polsce… Ale zacznijmy od początku…
Ja z drugim opiekunem pojechaliśmy do Warszawy zarezerwować przedziały w pociągu - taki był warunek rezerwacji. Pomimo informacji na przedziałach, że są one zarezerwowane, nie obyło się bez prób ich zajęcia. Musieliśmy interweniować.
Na peronie w Kutnie czekały już na nas dzieciaki i pozostali opiekunowie. Po kilku minutach, wszyscy cali szczęśliwi jechaliśmy do Szczecina, gdzie czekała nas jeszcze jedna przesiadka do Świnoujścia. W Świnoujściu na dworcu dokonaliśmy ostatnich zakupów i wsiedliśmy na prom.
Przed wejściem na terminal siedział sobie mały ptaszek w miejscu oddalonym od ludzi. Podszedłem do niego a on nie odleciał. Zrobiło mi się żal tej małej istotki. Pewnie nie umie fruwać – pomyślałem. Dotknąłem go delikatnie… Był bardzo spokojny i wpatrywał się we mnie. Przyniosłem mu troszeczkę wody i okruszków. Gdy dzieci zaczęły się nim interesować i zbliżyły do niego, ku mojemu zdziwieniu ptaszek wzbił się w powietrze i odleciał. To było jedno z najpiękniejszych pożegnań o jakim słyszałem opuszczając nasz kraj.



Bardzo miło przyjęła nas załoga. Otrzymaliśmy do swojej dyspozycji pomieszczenie z wygodnymi fotelami lotniczymi. Po szybkim przygotowaniu i zjedzeniu śniadania jedna z Pań oprowadziła nas po promie. W bardzo ciekawy sposób odpowiadała na nasze pytania. Na godzinę 15 zostaliśmy zaproszeni na obiad. Do czasu posiłku to co najlepsze dla naszych podopiecznych i dla nas - biegaliśmy po całym promie, podziwialiśmy piękne widoki i wygrzewaliśmy się w jesiennym słońcu.
Po obiedzie postanowiliśmy zorganizować animację z użyciem naszych lalek, ale gdy zobaczyliśmy buzie dzieciaków po przedstawieniu im alternatywnej propozycji spędzenia czasu wolnego - nie było innego wyjścia - czas na zabawę w ganianego na statku mieliśmy już do samej Kopenhagi.
Na godzinę, czy dwie przed końcem podróży zobaczyliśmy wiatraki… na morzu, a następnie most łączący Danię ze Szwecją. Były to dla nas zupełnie nowe miejsca i nowe krajobrazy. Prawie do samego portu staliśmy na pokładzie robiąc zdjęcia.
W terminalu przywitał nas serdecznie Pan Roman, którego znaliśmy wcześniej tylko korespondencyjnie. Ten bardzo pogodny i pełen energii człowiek uczestniczy czynnie w życiu Polonii w Kopenhadze i nie tylko. Obdarował nas wspaniałym prezentem w postaci biletów komunikacyjnych. Biorąc pod uwagę nasze bardzo ograniczone środki, pozwoliło nam to na swobodne podróżowanie autobusami i koleją. Z terminalu udaliśmy się na przystanek autobusowy skąd pojechaliśmy do naszego hotelu.
Kopenhaga jest miastem niskiej zabudowy, co czyni ją bardzo przytulną, a całe rzędy rowerów jakby na specjalnych parkingach robią zaskakujące wrażenie. Podobnie jak doskonała sieć dróg rowerowych. Rower jednym z podstawowych środków transportu – Duńczycy podróżują ekologicznie, zdrowo i tanio. Czego tu jeszcze wymagać?
Około godziny 2130 byliśmy już w hostelu. Pokoje wyglądały trochę inaczej niż te, które znamy z Polski. Wypełniały je łóżka piętrowe - około 25 w sali - w specjalnych boksach podzielonych płytami kartonowo-gipsowymi. Biorąc pod uwagę cenę noclegów w Kopenhadze i naszą fundacyjną kieszeń byliśmy szczęśliwi, że trafiliśmy do tego miejsca. Wreszcie mogliśmy spokojne zasnąć, po ekscytującej, długiej podróży i nieprzespanej nocy w pociągu.
Pierwszego dnia odwiedziliśmy Muzeum Narodowe, gdzie spędziliśmy kilka godzin, Obejrzeliśmy chyba wszystkie wystawy w dość szybkim tempie. Na wnikliwe zwiedzanie muzeum potrzeba co najmniej kilku dni. Po wyjściu z muzeum poszliśmy na spacer po deptaku Stroget, byliśmy również pod pomnikiem Andersena...

(Czytaj dalej na portalu DZZ)

WYCIECZKA DO SANOKA - WAKACJE 2008
.: tekst - A. Ledzińska

Wycieczka do Sanoka została zorganizowana przez Fundację DZIEWCZYNKA Z ZAPAŁKAMI, a nad jej całym przebiegiem czuwała Ewa Czernek. Opiekunkami dzieci na wyjeździe były Renata Tatara i Agnieszka Ledzińska. W wycieczce uczestniczyło dziesięcioro uczniów gimnazjum z Oświęcimia: dziewięć dziewcząt i jeden chłopiec. Piątka z nich pochodziła z „Wioski dziecięcej” (Oświęcim-Rajsko).
Dzień przed wyjazdem do Sanoka dotarłyśmy z Renatą do Oświęcimia. W Miejskim Ośrodku Kultury w Oświęcimiu odbyło się zebranie z rodzicami, na którym zapoznałyśmy rodziców z zasadami wyjazdu, omówiłyśmy sprawy organizacyjne, zebrałyśmy podpisy pod regulaminami obowiązującymi na wycieczce, a także zebrałyśmy od rodziców pieniądze na bilety PKP – 100 zł. na każde dziecko. Po zebraniu udałyśmy się na dworzec PKP w celu zakupienia biletów grupowych. Na dworzec i do okolicznego sklepu podwiozła nas samochodem pani z „Wioski dziecięcej”, która była obecna na zebraniu. Przed wyjazdem nocowałyśmy w pięknie położonej na obrzeżach miasta „Wiosce”.
DZIEŃ PIERWSZY - 7.07.2008 Zbiórka wcześnie rano na dworcu PKP w Oświęcimiu. Przed nami długa podróż w pociągu. Zapoznanie ze wszystkimi, pierwsze rozmowy dotyczące np. kwestii rozlokowania w pokojach. Grupa okazuje się wesoła i energiczna. Po przyjeździe do Sanoka rozdzielamy się. Zamawiamy taksówkę, ponieważ Ośrodek wypoczynkowy „Sosenki” znajduje się kilka kilometrów od dworca PKP.
Jadę, więc taksówką do „Sosenek”, a wszystkie ciężkie bagaże jadą wraz ze mną. Renata natomiast z całą grupą udaje się do pizzerii na kolację. W „Sosenkach” oglądam domki, rozmawiam z właścicielem, oceniam sytuację. Dostaję klucze do czterech pokoi w dwóch domkach. Nie jest źle, aczkolwiek od razu pojawiają się dwa problemy: 1) w pokojach nie ma prysznicy, a tylko jeden pokój dysponuje ciepłą wodą w umywalce (dla równowagi w jednym pokoju nie ma w ogóle wody). Cóż, dowiaduję się później, że to domki przeznaczone do remontu… 2) nie ma żadnej, nawet prowizorycznej kuchenki (to nie byłby aż taki wielki problem, gdyby nie to, że śniadania i kolacje mieliśmy przygotowywać sami), a tu nawet czajnika elektrycznego nie ma… Tu też spotkała mnie cenna nauka od właściciela ośrodka, że „należy zmniejszyć roszczenia”… itd. Prysznice znajdujące się na zewnątrz na terenie ośrodka z uwagą obejrzałam, w gruncie rzeczy jeden prysznic to był, jeden jedyny, który w ogóle nadawał się do czegokolwiek. Ciepła woda? Kwestia szczęścia… To już coś! Kierując się zasadą, że problemy istnieją tylko wtedy, gdy są dostrzegane, pozostało zrobić wszystko, aby nie dostrzegły tych problemów dzieci. Renata przybyła z podopiecznymi i zakupami żywieniowymi pod wieczór. Nastąpiło rozlokowanie dzieci w pokojach i „wielkie mycie” przy użyciu misek na wodę. Z zaśnięciem nikt nie miał najmniejszych problemów...

(Czytaj dalej na portalu DZZ)
 

Zajrzyj na nasz blog!
ZDJĘCIA - OPISY - KOMENTARZE


ZAPROSZENIE DLA SZKÓŁ!
Mamy zaszczyt zaprosić Państwa szkołę i jej uczniów do udziału w projekcie pn. „Dziewczynka z Zapałkami w naszej szkole”. Zachęcamy uczniów do podjęcia działań charytatywnych na rzecz dzieciaków z rodzin najbiedniejszych – często ich kolegów. Wolontariusze prowadzą sprzedaż zapałek na terenie swojej szkoły przy okazji zebrań klasowych i różnych szkolnych imprez.
Więcej informacji znajdziesz tutaj


PORTALBLOGSTRONA GŁÓWNAE-MAIL

2008 Copyright by DZZ